Prokuratura: Kierowca był „po użyciu”, ale „nie pod wpływem”

infobus
08.07.2020 17:00
0 Komentarzy

8 lipca Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała o opinii toksykologicznej kierowcy autobusu, który 7 lipca staranował kilka aut na Bielanach.

25-latek miał powiedzieć policjantom, że po raz ostatni zażył narkotyk 3 lipca, czyli cztery dni przed wypadkiem. I to dzisiaj potwierdziła prokuratura.

„Po użyciu”, ale nie „pod wpływem”

Jak dodała Mirosława Chyr, w toku postępowania śledczy zabezpieczyli substancję psychotropową w postaci amfetaminy, a także akcesoria, które mogą być wykorzystywane przy zażywaniu narkotyków.

 Mężczyźnie nie postawiono na razie zarzutów, nie ma też wniosku do sądu o tymczasowy areszt 25-latka.

Prokuratura zastrzegła jednak, że oczekuje „na pełne wyniki badań toksykologicznych zabezpieczonych dowodów”.

-„Opinia z zakresu badań toksykologicznych potwierdziła obecność substancji psychotropowej pochodnej mefedronu – wpisanej do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, w stężeniu wskazującym, że kierowca prowadził autobus po użyciu narkotyków, czym wyczerpał również znamiona art. 87 § 1 Kodeksu wykroczeń” – poinformowała Chyr i doprecyzowała w rozmowie z tvnwarszawa.pl: -„Jej ilość natomiast nie jest taka, aby mówić o prowadzeniu „pod wpływem” substancji psychotropowej, czyli o przestępstwie. Ale tylko i wyłącznie o prowadzeniu w stanie „po użyciu” narkotyku.

Podkreśliła też, że istotne dla sprawy będą ilości innych wymienionych w opinii toksykologicznej substancji.

Pierwsze badanie

We wtorek około godz. 10.30 policjanci zostali powiadomieni o zdarzeniu, do którego doszło na ul. Klaudyny na warszawskich Bielanach. Kierowca miejskiego autobusu linii 181 uderzył tam w cztery zaparkowane pojazdy i latarnię. Jedna osoba, pasażerka autobusu, została z ogólnymi potłuczeniami przewieziona do szpitala.

Jak przekazała prokurator, kierujący autobusem został zatrzymany po przeprowadzeniu badania „narkotesterem”.

-„Badanie to wykazało obecność substancji psychotropowej w organizmie” – podała Mirosława Chyr. (PAP)

Komentarze